Prawda. Trudno o słowo wywołujące bardziej sprzeczne reakcje. Jedni z zapałem jej poszukują, drudzy w panice przed nią uciekają. Niektórzy sądzą, że mają własną, tkwiąc w ułudzie niczym człowiek, który uznał, że ma prawo do posiadanie własnego, prywatnego i osobistego słońca czy księżyca. Istnieją też tacy, którzy wątpią w jej istnienie - sprowadzając jednak własne wątpienie do absurdu, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi.
W każdym razie ja uważam, że prawda rzeczywiście istnieje, jest obiektywna, a więc dla wszystkich jedna i taka sama - niezależnie od różnorodności opinii na jej temat. Jest poznawalna, stąd człowiek ma możliwość jej odkrycia. Co więcej - wierzę, że istnieją ludzie, którzy w danej sprawie posiedli prawdę, a także - co wielu doprowadza do białej gorączki - ludzie, którzy w danej sprawie nie posiedli prawdy, przez co mylą się i zwyczajnie nie mają racji, uznając fałsz. Pewni ludzie głoszą prawdę na temat świata, podczas gdy inni mówią o nim nieprawdę. Nie wszyscy mamy rację - niezależnie od tego, jak mnóstwo osób to zaboli.
Nasza współczesna, postmodernistyczna kultura zwyczajnie nie uznaje powyższego przekonania za godne aprobaty. To zbyt ostre, zbyt radykalne, zbyt czarno-białe. To... zbyt obraźliwe! To zdecydowanie zbyt wiele, by mógł znieść to członek cywilizacji Zachodu. To tylko staroświeckie farmazony - mamy przecież XXI wiek. Jedni mają rację, a drudzy się mylą? O nie, przecież z tego może wyniknąć jakaś wojna, najpewniej krwawa i religijna!
O właśnie... Z uwagi na powyższą perspektywę na rzeczywistość, w Europie zaczyna zamierać kultura sformalizowanej dyskusji. O ile dawniej organizowano liczne debaty publiczne, które dotyczyły całego wachlarzu problemów społecznych, filozoficznych i teologicznych, dziś czyni się to coraz rzadziej. Czy to dlatego, że brakuje nam ludzi wykształconych, gotowych do wzięcia udziału w takim przedsięwzięciu? Nie - ludzi nie obchodzi dziś prawda.
Wystarczy spojrzeć dziś na debaty, które się jeszcze ostały i wywołują jakiekolwiek zainteresowanie. Mowa oczywiście o debatach politycznych, zwłaszcza w kontekście kampanii prezydenckich. W ciągu ostatnich lat na naszym podwórku mieliśmy do czynienia z debatami między Dudą a Komorowskim, tymczasem za oceanem - pomiędzy Trumpem a Clinton. Ich długość, jakość oraz przygotowanie uczestników pozostawia wiele do czynienia. Większość czasu poświęca się na wzajemne obrażanie się, cięte riposty, wyrywanie zdań z kontekstu wypowiedzi przeciwnika oraz tworzenie wymyślnych karykatur jego programu wyborczego. Brak jednak miejsca na rzeczową, szczerą i dłuższą niż półtora godziny konwersację między dwojgiem kompetentnych osób. Moim zdaniem trudno też o to, by rozmawiano na tematy bardziej fundamentalne, niż polityka, gospodarka czy ekonomia - sens życia człowieka, istnienie osobowego Boga czy głębokie kwestie moralne.
W Polsce nie wykształciliśmy tzw. kultury debaty - programy telewizyjne typu Tak czy nie w Polsat News próbują imitować sensowną dyskusję, jednakże robią to szczególnie nieudanie, ponieważ uczestnicy albo niemal całkowicie się ze sobą zgadzają, głaszcząc się z uśmiechem po główkach, albo warczą na siebie niczym psy, wchodząc sobie w słowo... W USA jest nieco inaczej, jednak debaty formalne stanowią raczej domenę środowisk akademickich. Ogromnym plusem jest to, że ten kraj wytworzył już dawno kulturę debaty z uwagi na różnorodność narodowościową, etniczną i wyznaniową, jaka od zawsze charakteryzowała Stany Zjednoczone. Obecnie jednak tę różnorodność wykorzystuje się nie do stworzenia intelektualnego fermentu, w którym możliwa jest prawdziwa debata, lecz do wprowadzania reżimu sztucznej, nudnej i cukierkowej kultury jednomyślnej tolerancji - kultury, w której każdy ma obowiązek zgadzania się z każdym, natomiast każde wyrażenie własnego zdania w przestrzeni publicznej może wiązać się z otrzymaniem łatki X-foba, gdzie pod X można wstawić absolutnie cokolwiek.
W każdym razie chciałbym napomknąć, że jednym z moich zainteresowań jest właśnie oglądanie i słuchanie debat formalnych. Niekiedy prowadzę z nich notatki, dlatego założyłem sobie kilka specjalnych zeszytów. Większość z nich jest w języku angielskim, stąd są zapoznawanie się z nimi służy pogłębianiu zdolności językowych. Umożliwia też poznanie w obiektywny sposób poglądów zarówno jednej, jak i drugiej strony - jeden dyskutujący zwykle nie przerywa drugiemu wypowiedzi, zwłaszcza że debata podzielona jest na sumiennie pozaplanowe sekcje, a każda ma ściśle określony czas trwania... Poniżej zamieszczam trzy przykładowe debaty formalne - zachęcam do obejrzenia!
Etyczność homoseksualizmu (po angielsku):
Problem istnienia Boga (po angielsku):
Aborcja (po polsku):
Życzę bogatych przemyśleń!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz